Bo ostatnio moje życie coraz bardziej przypomina komedię romantyczną.
-Ty niedorobiony idioto! - wydarłam się na całe gardło. -Patrz, jak chodzisz, do cholery!
Wiem, że to nie było zbyt dojrzałe z mojej strony, ale jak zobaczyłam tą jego wstrętną kwadratową twarz tuż obok mojej, to… No kto by nie wpadł w furię?
-Po pierwsze… - zaczął mówić, ale mu na to nie pozwoliłam.
-Po pierwsze to złaź ze mnie, kretynie. Myślisz, że wolno ci… Och, oczywiście. Wybacz mi, ty NIE MYŚLISZ - fuknęłam, próbując złapać oddech.
-Nie zejdę z ciebie, Granger, dopóki mnie nie przeprosisz - powiedział opanowanym, pełnym pewności siebie głosem.
Zaśmiałabym się, przysięgam. Zaśmiałabym się, gdybym tylko mogła złapać oddech, ale uwierzcie mi na słowo, że (nie próbujcie tego w domu) utrzymywanie siedemnastolatka na swojej klatce piersiowej nie należy do najprostszych zadań.
-Malfoy - wycedziłam przez zęby, zbierając w sobie resztki cierpliwości i powietrza - zejdź.
-Przeproś.
-Nie mogę oddychać.
-Przeproś.
-Uduszę się.
Teraz to on chciał się zaśmiać, ale też nie wyszło mu to najlepiej.
-Przeproś - mruknął, zbliżając swoją twarz do mojej.
Wzięłam głęboki wdech. Na tą wypowiedź potrzebowałam naprawdę dużo powietrza.
-Ty próżny, wstrętny chamie, zrzuciłeś mnie ze schodów, leżysz na mnie, przygniatając mnie do zimnej, marmurowej podłogi i chcesz, żebym cię przeprosiła? - wyrzuciłam z siebie, patrząc mu w twarz z pełną zaciętością.
-Tak - odpowiedział spokojnie, uśmiechając się przy tym złośliwe.
-Nigdy w życiu - parsknęłam, odwracając twarz i bezskutecznie próbując uwolnić się spod ciężaru jego ciała.
Był naprawdę ciężki. Cholernie ciężki. Czym oni karmią tych arystokratów? A może to jego ego ważyło tonę?
-Malfoy - jęknęłam cicho, próbując wziąć go na litość.
-Tak kotku? - mruknął, ponownie przysuwając twarz do mojej.
Czułam ciepło jego oddechu na swoim policzku i wiecie co?
Byłam przerażona.
On natomiast zdawał się świetnie bawić.
-Puść mnie - poprosiłam zdławionym głosem.
-Słucham? - spytał, zmniejszając odległość między nami o kolejne kilka centymentrów..
-Przepraszam - powiedziałam głośno i wyraźnie, zdając sobie sprawę z tego, że w przeciwnym razie na pewno każe mi to powtórzyć.
-Przepraszasz mnie? - udał zdziwionego i odsunął się kawałek, by na mnie popatrzeć. -Już mi nie zależy na przeprosinach - rzucił niedbałym tonem.
-Co?
Spojrzałam mu w oczy i… Cholera, to był mój największy błąd, ponieważ Malfoy bez chwili zastanowienia wpił się w moje wargi, pozbawiając mnie przy tym resztek powietrza.
Nie, nie oddałam pocałunku. Albo… starałam się nie oddawać? Nie wiem, nie pamiętam. Kompletnie mnie wtedy zamroczyło.
Za to doskonale pamiętam, co działo się dalej.
-Hermiona? - usłyszałam głos swojego chłopaka gdzieś… z góry.
Malfoy oderwał się ode mnie w jednej chwili i automatycznie uwolnił mnie spod swojego ciężaru.
-Ron… - zdążyłam powiedzieć, ale było już za późno. Rudzielec zniknął gdzieś w ciemnym korytarzu.
Pospiesznie zebrałam swoje książki i pobiegłam go szukać. Przecież to nie była moja wina, że nie mogłam się spod niego wydostać, prawda? On musiał mi to wybaczyć.
Wpadłam do pokoju wspólnego Gryffindoru, wypytując, czy ktoś nie widział Rona. Harry w milczeniu, z lekkim przerażeniem na twarzy, wskazał mi schody do ich dormitorium.
-Mówił coś? - spytałam jeszcze na wszelki wypadek.
-Nic, co śmiałbym powtórzyć - odpowiedział, a jego słowa jedynie wzmogły panikę szalejącą w moim sercu.
-Ron, daj mi to wytłumaczyć - zaczęłam w wejściu, zanim on zdążył cokolwiek powiedzieć.
-W porządku, nie musisz. Wiem, co się wydarzyło - powiedział, ale coś w jego głosie kazało mi się zaniepokoić.
-Ron... Naprawdę?
-Tak, Malfoy wpadł na ciebie na schodach, leżał na tobie i nie chciał cię puścić. Próbowałaś się uwolnić, ale był za ciężki, a na końcu cię pocałował i ja właśnie wszedłem w tym nieodpowiednim momencie. Oczywiście ty do niego nic nie czujesz i nie oddałaś pocałunku.
Dobra, to było dziwne.
-Skąd… Skąd ty to wszystko wiesz?
Rudzielec prychnął, nawet na mnie nie spojrzawszy.
-To była ironia, kochanie - powiedział z goryczą. -Wszyscy byliśmy w Wielkiej Sali, kiedy była projekcja tego głupiego filmu. Naprawdę uważasz mnie za takiego półgłówka, że nie chciało ci się nawet wymyślić innej wymówki?
Zamurowało mnie.
Tydzień wcześniej mieliśmy w Hogwarcie Dzień Mugola, projekt organizowany w celu nawiązania porozumienia między czarodziejami czystej krwi i tymi z mugolskich rodzin, a jedną z atrakcji były pokazy filmowe, przeprowadzone przy użyciu projektora kinowego.
Dlaczego nie skojarzyłam sceny z komedii romantycznej “Schody przeznaczenia”?
Nie powiedziałam nic więcej. Wyszłam, a właściwie wyleciałam z wieży Gryffindoru prosto w kierunku lochów, po drodze wypytując przechodniów o Malfoya. Znalazłam go przy wejściu do Wielkiej Sali.
-Ty dupku - krzyknęłam, nie zwracając uwagi na to, czy ktoś nas usłyszy. -Jak śmiałeś?
-Granger, Granger… Długo ci to zajęło - rzekł jak zwykle opanowanym głosem.
-Jak ty… Dlaczego? - spytałam w końcu, zdając sobie sprawę z tego, że jedyne czego chcę w danej chwili, to usłyszeć odpowiedź na zadane właśnie pytanie.
-Chciałem zobaczyć, czy to działa w rzeczywistości - odpowiedział, ukazując przy tym rząd białych zębów.
-Ale dlaczego właśnie na mnie? - Głos niebezpiecznie mi zadrżał. Niedobrze.
-No cóż… Z trzech powodów. Po pierwsze - zaczął, robiąc krok w moją stronę - jako jedyna dziewczyna w szkole mnie nienawidzisz. Po drugie - zrobił kolejny krok - to był akurat przypadek. A po trzecie - kolejny krok zbliżył nas na odległość kilku centymetrów - istniała szansa, że wszystko skończy się tak jak na tym filmie.
Poczułam dreszcz zgubnego podniecenia przebiegający mi po plecach. Przeleciałam w myślach cały film, próbując sobie przypomnieć, czy była tam scena podobna do tej i czy przypadkiem główna bohaterka nie kopnęła wtedy Toma w krocze. Cholera, tam był pocałunek.
Odsunęłam się od niego, zanim zdążył po raz kolejny rzucić się na moje usta. Ku mojemu zaskoczeniu, jego twarz nie wyrażała irytacji, przeciwnie, Malfoy był podejrzanie zadowolony.
Uniosłam brwi i spojrzałam na niego pytająco.
-Wiedziałem, że w prawdziwym życiu wszystko wygląda lepiej - rzekł, odchodząc w kierunku lochów.
Zaraz… co? O co chodziło tym razem? Tam nie było takiego dialogu tylko…
Cholera.
“-Wszystko zepsułeś.
-Ja?
-Tak, ty. Gdybyś nie pocałował mnie w ten sposób, moglibyśmy dalej kontynuować nasz romans. Ale ty musiałeś wpleść w to swoje idiotyczne uczucia.”